literature

(APH) Francuskie Zmagania

Deviation Actions

Emo0Girl's avatar
By
Published:
338 Views

Literature Text

Poczułem jak gin powoli omamiał moje zmysły, wciąż jednak wypiłem za mało by spokojnie rozmawiać z Francuzem, który nie wiem czemu, nie spuszcza ze mnie zatroskanego wzroku. Muszę się przyznać, nawet mi się to podoba. Ameryka, zdaje się, nie zauważył zmiany w zachowaniu żabojada, jak zwykle jest głośny, wkurzający i nieczuły na problemy innych. Przez chwilę zastanawiałem się nawet czy nie wstać i wrócić do domu, ale po podstawowym teście na trzeźwość wnioskuję, że raczej prostą drogą do drzwi nie dojdę. Zwrócę na siebie uwagę i tyle będzie z cichego opuszczenia lokalu. Chcąc, choć lekko, odzyskać sprawność, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Doszło kilka osób, ale nie byłbym w stanie wskazać które. Lampka za kontuarem zamigotała i stanął przede mną barman.
-Podać coś jeszcze? - zmierzył mnie wzrokiem – Choć sądząc po pana stanie...
-Nie jestem pijany. - mruknąłem przerywając jego wywód.
-Jeszcze nie.
Posłałem mu groźne spojrzenie. Umiem pić, najczęściej jednak, topiąc w alkoholu smutki i problemy państwa, mam problem z racjonalnym obliczeniem ilości promili we krwi. Tu pojawia się też kolejna teza, że: „Nie ważne ile wypijesz, jesteś trzeźwy, dopóki nie wstaniesz.”. Jak pijesz i siedzisz, nie ma jeszcze problemu, ale jak wstaniesz, zaczyna się zupełnie inna bajka, a wiecie co jest najgorsze? Po wypiciu kilku piw i ginu, masz niezwykłą ochotę, aby wstać, poniekąd musisz, aby nie narobić sobie jeszcze większego wstydu. Z głośników popłynęła jedna z piosenek zespołu Queen. Ameryka zaśmiał się na cały pub, zwracając na siebie uwagę moją i barmana. Francis przetarł czoło dłonią i podtrzymał przyjaciela, aby nie spadł ze stołka.
-England! - krzyknął w moją stronę – To z tą herbatą, to był przypadek.
Rozejrzałem się zakłopotany, myślałem, że to ja pierwszy się upiję.
-To nie ja to wymyśliłem, to wszystko ich wina.
-To nigdy nie jest wina ludu. - odparował mu Francis – Raczej wina władzy.
-Jesteście pijani? - zapytałem, czerwony na twarzy – Nie powinniśmy poruszać tutaj tego tematu.
-Poczekaj na zewnątrz, zaprowadzę go do łazienki i zaraz wracamy.
Przytaknąłem, choć lekko mnie przeraził pomysł czekania przy drzwiach. Gdy Francis oddalił się, podtrzymując Alfreda, który na chwiejnych nogach ruszył w stronę łazienek, ześlizgnąłem się ze stołka. Myślałem, ze będzie gorzej, zakręciło mi się w głowie, chwilowo zrezygnowałem ze spaceru. Chyba mnie zauważą, gdy będą wracać.


Wracając do tematu państw jako istot żywych. Ustaliliśmy już, że są żywe, bo oddychają, zatem jak się starzeją? Na pewno ułatwia im to szybki rozwój państwa i tu znów chodzi o władzę, bo jak miasta miałyby się rozwijać bez silnie panującej ręki? Ludzie mają tendencję, naukowo opracowaną, do lenistwa. Bez kar, bez wynagrodzenia, bez strachu praca nad drogami, sklepami i prokreacją nie doszłaby do skutku, a więc doprowadziłoby to do upadku państwa, w tym śmierci naszych personifikacji. Proste wywody, a potrafią trafić w sedno. Jest jeszcze kwestia charakteru, bezwzględnie zależnym od uczuć, których, najpewniej, woleliby się pozbyć. „Czemu?” Ktoś z was może zapytać, a ja odpowiem. Można zmusić się do przyjaźni? Nienawidzisz „typa” przez kilkaset lat, a jeden z twoich szefów wybiega w przyszłość z jakąś unią, przecież to się zalicza do małżeństwa. Można kogoś nagle pokochać? Co jeśli, kochasz „go” z całego serca, oddałabyś dla niego wszystko, ale twój król chce zagarnąć jego ziemię, wywołując wojnę. Co jeśli ci się uda? Zabijesz go? Zostawisz w spokoju? Musisz się słuchać pana. To straszne uczucie. Chcecie poznać krótką historię Francji?

Przyłożyłem czoło do zimnych kafelek w łazience, odgarnąłem blond kosmyk na bok i wsłuchałem się w gwar pubu dochodzący zza drzwi. Powoli docierało do mnie co ja tu robię. Powinienem siedzieć teraz w swoim stylowym fotelu w Paryżu, popijając wino i przypatrując się wieży Eiffla przez otwarte okno. Zamiast tego pilnuję Amerykę, aby nie osunął się na ziemię wpadając głową w sedes.
-Alfred? Jaki on jest? - napotkał wzrok bladego przyjaciela.
-Trzymaj się od niego z daleka. - Ameryka podniósł się z klęczek – To było wredne, tak mnie zaskoczyć w chwili słabości.
-To ty wyskoczyłeś ze swoją niepodległością, ja tylko stwierdziłem, że skoro się do niego wprosiliśmy to powinniśmy pójść na herbatę.
-Od kiedy ty się taki miły dla niego zrobił? - oparł się placami o drzwi i wytarł czoło z potu – Coś ci powiem, Arthur jest mój.
Nie zdążyłem zareagować, gdy wyszedł z łazienki zatrzaskując za sobą drzwi. Moje stosunki z państwami, z którymi chciałbym żyć w zgodzie, są w opłakanym stanie. Nie żeby to była moja wina, sam z siebie przecież nie wywołałem wojen z Anglią. Ponadto, chciałem się z nim połączyć, może niezbyt udolnie, ale jednak. Byłem gotów oddać władze w ręce królowej Anglii. Im dłużej nad tym myślę, była to nieudana próba wyznania uczuć. Musiałem chwilę ochłonąć zanim wyszedłem do ludzi.
-Ja się chyba starzeję. - mruknąłem do siebie, gdy zobaczyłem jak Ameryka opiera się na Anglii.
Czy ja jestem zazdrosny? Można tak powiedzieć, może rzeczywiście nie nadaję się dla niego. Nigdy nie doprowadzę do uśmiechu na twarzy Artura z taką łatwością jak Alfred. Chwyciłem swoją i Artura kurtkę.
-Możemy iść? To zaczyna wymykać się spod kontroli.
Wzruszył tylko ramionami, nie raczył mnie odpowiedzią ani spojrzeniem, liczył się dla niego tylko, w tej chwili, bezradny Ameryka, blady od wypitego alkoholu. Najgorsze jest to, że to moja wina.
-Gdzie się zatrzymaliście? - Artur spojrzał na mnie wyczekująco.
-W Country Hall. - Ameryka zdążył mnie uprzedzić, prychnąłem w odpowiedzi na jego minę zwycięscy.
Anglia pomachał w stronę taksówki, która delikatnie podjechała na pobocze. Wpakował Alfreda na tylne siedzenie, spojrzał na mnie.
-Nie wsiadasz?
-Artur, tak sobie myślałem... - zacząłem niepewnie.
-Nie ma mowy, nigdzie już z wami nie jadę, odstawię was do hotelu i wracam do domu.
Po tych słowach przeszyło mnie dziwne uczucie, smutku wymieszanego z żalem. Wsiadłem do taksówki. Alfred odwrócił się do okna, zostałem sam. Teraz docierał do mnie skomplikowany plan Alfreda, zaprosił mnie na to spotkanie tylko po to, abym ośmieszył się i został okrutnym państwem w oczach Artura. Zgodziłem się na to w nadziei, że uda mi się zbliżyć do obu państw, zamiast tego oddaliłem się od nich jeszcze bardziej. Zmęczony spojrzałem w lusterko boczne, mógłbym przysiąc, że napotkałem przez chwile jego wzrok. Poruszył się niespokojnie w fotelu. Byłem pierwszą osobą, która wysiadła z samochodu, gdy taksówkarz zaparkował przed hotelem. Chciałem jak najszybciej skończyć ten upokarzający dzień. Po odstawieniu Ameryki do pokoju, miałem szansę na krótką rozmowę.
-Artur. Przepraszam za to. Nie powinienem tu przyjeżdżać.
-Coś podejrzewam, że to nie był twój pomysł. - mruknął poprawiając, wygniecioną, marynarkę.
-Może zajdziesz do mnie, wynagrodzę ci to, zamówimy herbatę.
-Jasne. - szepnął, bardziej do siebie niż do mnie –Przy okazji, wytłumaczysz mi co się stało.
Przytaknąłem ochoczo i gestem dłoni wskazałem mu drzwi mojego pokoju. Usiedliśmy na kanapie, panowała niezwykle kłopotliwa cisza. Żaden z nas nie chciał pierwszy zacząć rozmowy. Zdaje się, że on nawet na coś czekał.
-Więc chcesz wiedzieć, co się stało w pubie. - zacząłem, a nie doczekawszy się żadnej reakcji kontynuowałem – To moja wina, że Alfred się upił, powiedziałem mu, że zachowuje się jak abstynent. Nie kazałem mu tyle wypić.
Przyglądał się mi z zaciekawieniem, w tym świetle jego oczy błyszczały jak klejnot. „Boże, czemu mi to robisz?”. Chyba spokojnie mogę porwać się na tezę, że: „Zaczynamy to doceniać, gdy nie możemy tego mieć.”. Tak jest teraz, te oczy nie będą patrzeć na mnie tak jak na Amerykę, blade policzki nie zarumienią się na moje komplementy, a lekko różowe usta nie uśmiechną się dla mnie. To wszystko zarezerwowane jest dla Alfreda, który tego nie docenia. Ktoś kiedyś mi powiedział, że „Trochę miłości jest jak trochę dobrego wina. Nadmiar jednego i drugiego jest szkodliwe dla zdrowia.” Nie zgadzam się z tym. Gdybym tylko zasłużył na Artura byłby dla mnie cenniejszy niż jakiekolwiek wino. Podejrzewam, ze jego usta smakują najlepszą herbatą, ten smak stałby się dla mnie święty. Przez chwilę miałem chęć skosztować tego smaku. Opanowałem się szybko.
-Tu chyba nie pomoże herbata. - powiedział spokojnie i zbliżył się do barku, wyjmując butelkę wina i stawiając ją na stoliku przede mną.
Cóż, banan i kawa wciąż działają XD
To druga część do Brytyjskich zmagań (początek)
Reszta to uczucia Francji, w planach jeszcze uczucia Ameryki :3

Miłego czytania.

APH character by Hidekaz Himuraya
© 2013 - 2024 Emo0Girl
Comments2
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
MUFFINEKJAGODOWY's avatar
Ten fanfik jest dobrze napisany, ale jakiś taki mało poukładany. I o ile Anglia i Ameryka są dobrze odwzorowani, to Francja zupełnie nie pasuje z charakteru...